,,Nie
ma nic gorszego, jak słodycz złośliwości. Ona przewraca wszystko w środku i
powoduje bardzo bolesną niestrawność.”
Nieśmiałe
promienie słońca przebijające się przez grube warstwy chmur, delikatnie muskały
jej bladą twarz. Nie należało się spodziewać wielkich upałów po wiecznie
skrytej pod gęstą mgłą Szkocji, a mieszkańców nie należało winić za brak
jakiejkolwiek opalenizny. I tak była wdzięczna losowi, że nie padało. Ostatnim
czego dzisiaj potrzebowała była tradycyjna szkocka pogoda, która nigdy nie
szczędziła deszczu, zwłaszcza w Aberdeenshire, północno-wschodniej części
Wielkiej Brytanii. Eris na ogół lubiła patrzeć na krople spadające rytmicznie
na szybę okna lub czuć ich miarowe uderzenia na ramionach, jednak nie dziś.
Zbyt dużo wrażeń z jednego dnia zdecydowanie odbiło się na jej zdrowiu -zarówno
psychicznym, jak i fizycznym. Szkolne obowiązki, nauczyciele, którzy nie
próbują zrozumieć, a jedynie wymagają, irytujący sąsiad, a do tego sen, który
ciągle tkwił w jej pamięci, nieustannie przyciągając myśli. Czuła, że jeśli
powie, że gorzej już być nie może, to zaraz lunie, niczym w bajkach
Disneya.
***
Miasteczko Aboyne, w którym
mieszkała od urodzenia, było położone 30 mil od Aberdeen, głównego i
największego miasta w hrabstwie. Otoczone lasami mieściło się w zakolu rzeki
Dee, która uchodziła do Morza Północnego. Żyło tutaj nie więcej niż trzy
tysiące osób, jednak nie była to typowa dziura, w której nic się nie dzieje...
W centrum znajdowało się liceum Aboyne Academy, do którego zmuszona była
wstawać codziennie rano o -niemoralnej jak dla niej godzinie - 7:15. Zaraz obok
stał gmach podstawówki, gdzie przez cztery lata chodziła z chęcią, której
ubywało z każdym rokiem nauki. Dumą szkoły średniej była drużyna rugby, która
co prawda nigdy jakiegoś zaszczytnego miejsca w żadnych zawodach nie zdobyła,
ale ważne, że po prostu była. Do placówki należał również basen i kręgielnia-
jedna z niewielu rzeczy, która ceniła w tym budynku Eris. Niedaleko szkoły
wybudowano kilka banków, supermarket, parę niezależnych sklepików, pocztę, kino
i parę knajpek oraz restauracji. Były też trzy konkurencyjne salony
fryzjerskie, w których to - niby przypadkiem - spotykało się co jakiś czas
grono kobiet, które spragnione były nowych plotek. Natomiast panowie, którzy
chcieli choć na chwilę wyrwać się z domu (najlepiej pod nieobecność żon)
udawali się na pole golfowe, znajdujące się na obrzeżach miasteczka lub, gdy
forma i wiek na to pozwalały, na kort tenisowy. Jedynymi atrakcjami
turystycznymi były zamek Aboyne, stara kolej, obecnie przerobiona na siedzibę
klubu strzeleckiego oraz stary, zabytkowy hotel, w którym kiedyś zatrzymywała
się Królowa Wiktoria. Aboyne odwiedzało sporo przejezdnych, zmierzających do
Aberdeen, zdarzali się również turyści, którzy przyjechali do tego rejonu
Szkocji tylko po to, by obejrzeć miasteczko. Jednak ich było znacznie mniej, z
czego cieszyła się Eris, ponieważ dzięki temu panował tutaj względny spokój. Od
przystanku do domu dzieliło ją około 350 jardów, a spacer ten zajmował jej
mniej więcej pięć minut i czas ten wykorzystywała najczęściej na melancholijne
rozmyślania, bo w szkole nie mogła sobie na to pozwolić. Skręciła w St. Eunan's
Road, zostawiając za sobą Old Tollhouse Rd. Mijała kolejne domy, pozwalając, by
jej myśli błądziły po różnych zakamarkach jej umysłu, starannie omijając tematy
związane ze snem, Momo czy pustymi groźbami Karen. Dom Eris stał na skrzyżowaniu
St. Eunan's Rd. i Balmoral Terrence. Piętrowy, biały, drewniany budynek, z
dachem pokrytym płową dachówką prezentował się nienagannie. Dodatkowo był
otoczony starannie wypielęgnowanym ogrodem. Ta strona ulicy, przy której
mieszkała Eris znajdowała się wyżej niż druga, więc niektóre domy sprawiały
czasem wrażenie, że pochylają się i patrzą groźnie z góry na budynki
naprzeciwko.
***
Uchyliła czarną, żelazną
furtkę, umieszczoną w niskim kamiennym murku, przy którym rosły rozłożyste
wierzby i weszła do ogródka. Zewsząd otoczyła ją gama barw i woni. To właśnie
lubiła w tym miasteczku najbardziej: ludzie podporządkowali się naturze, nigdy
na odwrót. Minęła drogę prowadzącą do garażu za domem i weszła po schodach, na
ganek. Wsunęła klucz w drzwi i z konsternacją stwierdziła, że są otwarte.
Niepewnie weszła do środka. Starała się poruszać najciszej jak potrafiła, po
chwili dostrzegła cień wyłaniający się z kuchni. Skierowała się w tamtą stronę
z głośno bijącym sercem. Policzyła do trzech i wyszła zza rogu.
-Jezu, mamo!- wrzasnęła, starając się
opanować drżenie rąk i głosu.- Mogłaś mnie wcześniej uprzedzić! Czemu nie
jesteś w pracy?
-Pomyślałam sobie, że skoro mamy nowych
sąsiadów to wypada ich ciepło powitać. – powiedziała Caroline, pochylając się
nad blachą pełną ciasteczek. Zgromiła Eris wzrokiem, gdy ta ,,dyskretnie”
podkradła jedno.- Doprowadź się do porządku, bo za dziesięć minut
wychodzimy.
-My? Nigdzie nie idę, zostaję w domu.-
żachnęła się.
-Bez dyskusji.- ucięła kobieta, a córka
pomaszerowała na górę z miną, jak gdyby był to jej własny kondukt żałoby.
Wiedziała, że i tak przegrała tę nierówną walkę. Wdrapała się po krętych schodach,
minęła kanapę, na której co piątek siadali rodzinnie- ona, Caroline oraz
Robert, jej ojciec i oglądali różne filmy. Weszła do pokoju w końcu korytarza.
Panował tu straszny ziąb, z czego ani trochę nie była zadowolona. Pluła sobie w
brodę, że nie pamiętała, żeby zamknąć okno. Ba! Eris nawet nie przypominała
sobie, że je otwierała. Jednak nie znalazła w tym nic dziwnego, przecież
wcześniej, wiele razy matka zwracała jej uwagę czy to o niezamknięcie domu albo
zostawienie włączonego światła na cały dzień. Zrzuciła z ramion ciężki plecak i
podeszła do szafy stojącej na wprost od wejścia. Stwierdziła, że skoro i tak
nie ma innego wyjścia, to powinna przynajmniej wyglądać jakoś sensownie.
Ściągnęła z siebie szarą bluzę z logo szkoły i zamieniła ją na luźną koszulę w
kwiaty. Może nie wyglądała powalająco, ale co jak co, stroić się nie będzie. Bo
niby dla kogo? Na pewno nie dla tego aroganckiego idioty. Przewróciła oczami i
wyszła, zostawiając tym razem dobrze zamknięte okno.
***
Dom Darkwoodów był podobnej
wielkości co dom Eris, z szarego kamienia i o brunatnym dachu. Razem z Caroline
weszły przez uchyloną furtkę do ogrodu i podeszły do drzwi. Już miały wcisnąć
dzwonek po raz piąty, kiedy otworzyła im niska kobieta o delikatnych rysach
twarzy i blond włosach.
-Witam, pani Darkwood, jestem Caroline
Byington, a to moja córka Eris, mieszkamy obok. – rzekła uśmiechnięta.
-Och, cudownie, Kala Darkwood, proszę
wejdźcie.- powiedziała sąsiadka przepuszczając je w progu i odbierając ładnie
zapakowane ciasteczka. Wnętrze urządzone było gustownie, w ciepłych barwach:
beżach, brązach i z akcentami w kolorze wina.
-Usiądźmy, kawy, herbaty?- gospodyni
zaprosiła je do salonu.
-Poproszę herbaty- po raz pierwszy
odezwała się Eris- jeśli można, oczywiście-dodała pod wpływem wzroku matki.
-Ja też poproszę, przy herbacie milej
się rozmawia.
-Świetnie- uśmiechnęła się Kala i udała
się w stronę kuchni. Wykorzystując nieobecność kobiety Caroline szepnęła do
córki:
-Kala, też mi imię… Czego to ludzie nie
wymyślą, żeby być oryginalnym.- pokręciła głową z roztargnieniem.
-Powiedziała kobieta, która nazwała
swoje dziecko na cześć bogini chaosu i zniszczenia.- odrzekła zgryźliwie Eris.
Nie dane było matce ją zbesztać, ponieważ z kuchni wróciła Kala z dwoma,
parującymi kubkami, więc tylko zgromiła ją wzrokiem.
-Więc… Co państwa sprowadza do Aboyne,
jeśli można wiedzieć?- zapytała uprzejmie Carr.
-Nic szczególnego… Po prostu: mieliśmy
dosyć ciągłego życia w biegu, więc zaczęliśmy szukać jakiegoś lokum w małym,
spokojnym miasteczku. I tak oto trafiliśmy tutaj. Cieszę się, że wybór padł
akurat na Aboyne.- przelotnie spojrzała na Eris, a coś w jej oczach mówiło, że
było też kilka innych powodów. Już chciała coś dodać, jednak zamilkła, ponieważ
w progu, bezszelestnie pojawił się Momo. Na widok dziewczyny siedzącej na
kanapie w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia pomieszane z kapką
złośliwości i przekory. To zdecydowanie, będzie bardzo ciekawy wieczór…
Melduje się!
OdpowiedzUsuńJestem chora, więc mój mózg działa o wiele wolniej, przez co wolniej czytam. Przestań się tak niecierpliwić, głuptasie.
Rozdział jest dobry, nie powiem, że nie. Ostatni fragment... aż ciarki mi przeszły, jak sobie wyobraziłam spojrzenie Malf... Momo, oczywiście. :)
Na początku jest dużo opisów, troszkę za dużo, ale masz w końcu babo wytłumaczenie, więc wybaczam. Wiemy przynajmniej na czym stoimy, o.
Pisz szybko następny rozdział, bo Eris i Momo zaczynają mnie zaciekawiać. Dobra parka będzie... przynajmniej w moim wyobrażeniu.
Mogłabym długo się rozwodzić i komentować każde zdanie, ale biorąc pod uwagę, że w każdej chwili mogę obsmarkać ekran- nie ryzykuję.
Ściskam ciepło!
~Salvio (niecierpliwa czytelniczka, która zaraz cię pogoni żebyś pisała dalej :* )
Rozdział jak zwykle wspaniały. Było dużo opisów jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało w czytaniu. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !
OdpowiedzUsuńjaka cudna notka! opisy były fajne więc nie ma sie do czego doczepic jak już o nich każdy pisze. czekam nawięcej. karola
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Nie przepadam za robieniem wprowadzeń czy opisów, bo przez to rozdział wydaje mi się toporny... Ale dziękuję. W następnym rozdziale co nieco się wydarzy, połowa jest już napisana!
UsuńNie ma się do czego uczepić... :D Cudownie piszesz <3 I czekam na następny, jestem ciekawa co odwali Momo :)
OdpowiedzUsuńMmmmm nic dodać nic ująć, może faktycznie troche mało sie wydarzyło ale wybaczam. Pis następny, czekamy z niecierpliwością :*
OdpowiedzUsuńNo więc miałam skomentować już dawno ale szczerze nienawidzę tego. Rozdział cudowny jak zwykle, sporo opisów ale zupełnie mi to nie przeszkadzało chociaż często irytują mnie one kiedy jest ich dużo. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny jestem ciekawa Eris i Momo ^^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentarz dopiero teraz
B.
Cudowne! Po prostu cudowne. Masz szybko pisać następny ! xD :*
OdpowiedzUsuńDzisiaj będzie komentarz. Mecz Holandii mnie zmęczył i nie miałam głowy, żeby coś konstruktywnego napisać~ Nie mówiąc już o tej Tiji...
OdpowiedzUsuńOk :) Ostatnio stwierdziłam (na nocnym maratonie Władcy Pierścieni), że zdecydowanie wolę oglądać bitwy o Śródziemie niż mecze piłki nożnej xD Wiesz, trzeba od czasu do czasu przekopać się przez internet w poszukiwaniu złodziei tekstów (są takie sprytne wyszukiwarki plagiatów .o.). Ale jak już mówiłam, plagiaty są na poziomie przedszkolaka i zadziwiająco trudno je wyplenić.
UsuńPozdrawiam
Ja bym poszła teraz na maraton Hobbita, bo na Władcy byłam w zeszłym roku, ale oczywiście najbliższe maratony organizują mi w Zabrzu, a tam mi jakoś nie po drodze~
UsuńPiłka nożna jest fajna, ale tylko do oglądania, osobiście, gdyby miała ganiać za piłką dziewięćdziesiąt minut, to dostałabym fiksacji.
Wiedziałam, że są takie programy, ale jeszcze w życiu na oczy ich nie widziałam. Warto by było zerknąć.
Dobra, a co do treści - nie masz się czego bać, ten komentarz na pewno wyjdzie długi, lubię dodawać jakieś wynurzenia "od siebie", które spełniają funkcję zwyczajnego zapychacza.
Drugie zdanie - powtórzenie "nie należało" plus uwaga o opaleniźnie jest z deczka dziwna.
UWAGA, czepiam się szczegółu. Z tego, co pamiętam, Aberdeen samo w sobie jest hrabstwem, dlatego ten dopisek o tym, że jest największe w hrabstwie jest trochę nie pasujący. A skąd ja takie głupoty wiem? Bo w Aberdeen Annie Lennox się urodziła. <3 Poza tym uwielbiam Szkocję, byłam tam tylko raz, ale wyjechałam z mnóstwem brzydkich ( i sporadycznie ładnych ) zdjęć. Piękne wzgórza i nawet mam filmik jak jakiś koleś gra na dudach <3
Za często używasz "który, która, które, których" - chyba już wszystkie odmiany tego zaimka użyłaś. Radzę stosować imiesłowy, na przykład:
" Natomiast panowie, którzy chcieli choć na chwilę wyrwać się z domu " na "Natomiast panowie, pragnący choć na chwilę wyrwać się z domu"
Plus - czasami wydaję mi się, że na siłę starasz się zrobić zdanie złożone. Szczególnie wielbisz zdania złożone z wyżej wymienionym zaimkiem, ale chyba tak każdy na początku ma. W ogóle dalej najchętniej tworzyłabym zdania z "że" i który", co z tego, że trochę ciężko się to czyta...
Gdzieś tam masz też powtórzenie z "parę", ale ono się nie rzuca tak strasznie w oczy. I "stary/a/e" się trochę powtarza. Przyda się słownik synonimów.
A i jeszcze wydaje mi się, że przy skrócie Rd nie potrzebna jest kropka. Bo Road byłaby ta sama zasada jak przy Doktor, przy dr też nie stawia się kropki, więc analogicznie przy rd też chyba nie powinno, ale to angielski skrót, więc może rządzi się to innymi zasadami.
Najbardziej podobał mi się fragment opisu tego miasteczka, był chyba najbardziej klimatyczny i wyszedł Ci bardzo dobrze. Kocham atmosferę tych miasteczek w Wielkiej Brytanii. Ale domowe jedzenie mają paskudne, ale tak na marginesie.
Z uwag to: dialogi poprawić, ale nie będę Ci już tego wypisywać.
Ołkej. Akcja leci za szybko. Dodałabym więcej opisów wewnętrznych przeżyć Eris - szczególnie warto byłoby bardziej podkreślić rolę tego tajemniczego snu. Ogólnie to jak na rozdział drugi to niewiele się dzieje, ale ze względu na to, że Twoje rozdziały są dość krótkie, zwolniłabym akcję (pobożne życzenie, mogę sobie gadać, skoro już tyle rozdziałów zdążyłaś napisać xD"). A Eris za szybko się poddała, powinna trochę dłużej walczyć, a potem złożyć kapitulację, tak byłoby naturalniej.
Kala to całkiem ładne imię, nie ma się, co go czepiać~ Ponadto to wcale nie oryginalne imię, jest dość popularne w Stanach. ;o Ale zaczynam lubić Caroline - przypomina mi z charakteru taką jedną postać, którą dawno temu stworzyłam, też matkę, może kiedyś odgrzebię to opowiadanie w stercie niedokończonych, niepublikowanych i starych tworów~
No i na koniec Momo się pojawił, ciekawe, co wyniknie z ich małego podwieczorku. I ten rozdział jest dużo lepszy od poprzedniego, masz ciekawsze opisy, dialogi też są mniej wymuszone. Jest postęp, o.
Na początku przepraszam, że tak poźno, ale przez ostatnie dwa dni byłam całkowicie pochłonięta robieniem szablonów na zamówienia, odkryłam to niedawno i stwierdzam, że to świetna zabawa :3 Po drugie oto darmowy program jaki znalazłam (online) http://www.copyscape.com/ Po trzecie z Aberdeen jest dość dziwnie, bo to hrabswo w hrabstwie (mam na myśli Aberdeenshire) i jest jego jednostką administracyjną. Ach, Annie Lennox- lubię ją i Sweet Dreams, ale wybacz, zdecydownie wolę wersję Marilyna Mansona :D Hmm... co do tych zaimków, często na siłę ich używam, bo jak zaczęłam czytać swoje stare teksty to co drugie zdanie złożone był imiesłów ;_; IMIESŁOWY ŻYCIEM <3 A słownik synonimów to mój najlepszy przyjaciel, chyba po prostu przeoczyłam te powtórzenia :O Ach opisy wewnętrzne, ich fala zaleje cię chyba gdzieś w IV rozdziale :P Dobra, mały spoiler, Kala to tylko zdrobnienie :3 Tak wiem, też uwielbiam Caroline (czy to objawy narcyzmu?). Ach postęp, długo wyczekiwany- wreszcie się pojawił.
OdpowiedzUsuń