czwartek, 27 marca 2014

Rozdział I: Sen

,,Jesteśmy z tego samego materiału co nasze sny."
William Shakespeare

Biel. Wszechogarniająca, oślepiająca biel. Jest wszędzie. Na ścianach, podłodze z marmuru i suficie. Nie widzi nikogo, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie jest sama. Czuje to. Nie ma pojęcia gdzie się znajduje, jednak wie, iż wcale nie powinno jej tu być. Bezradna i skonsternowana leży na mlecznej podłodze, która nie ma zamiaru dać jej ani odrobiny ciepła i bezpieczeństwa. Nie wie ile czasu spędziła w bezruchu, z przymkniętymi oczyma,  walcząc z lękiem, który nieproszony zakradał się do jej serca. Zaczerpnęła głośno tchu. Łańcuch ciszy został przerwany.
-Hic paenitentia et pretium pro facinore accipietis.- Alabastrowe kolumny podtrzymujące monumentalne sklepienie zdawały się drżeć pod wpływem głosu rozbijającego się o białe, marmurowe ściany niczym fala tsunami. Nie zrozumiała znaczenia słów wypowiedzianych władczym tonem. Zdawała sobie jednak sprawę z dwóch ważnych rzeczy, po pierwsze mówczyni wcale nie zwracała się do niej, a po drugie nie było to ani pytanie, rada czy choćby groźba. Właśnie został wydany wyrok.

***

Zerwała się z łóżka cała zlana zimnym potem i odgarnęła splątane włosy z twarzy. Wzięła głęboki wdech, kierując swój rozbiegany wzrok na okno, jak gdyby widok nieba i gwiazd miał pomóc przywrócić jej spokój. O dziwo pomogło. Z niemym uwielbieniem wymalowanym na zmęczonej twarzy wpatrywała się w czerń nieboskłonu, ciągle mając w pamięci obraz białej sali. Mrok przynosił ukojenie. I chociaż jej myśli wciąż galopowały niczym stado dzikich mustangów, serce zwolniło do normalnego, jednostajnego tempa, a oddech przestał przypominać świst bata nad głową. Mimo że noc była ciemna, a jej ciało spokojne, nie zmrużyła już oka.
Pierwsze promienie świtu powitała z nadzieją, ale i lekkim niepokojem. Bo czy światło zawsze oznacza dobro? Po którymś z kolei śnie o alabastrowej komnacie zaczynała mieć wątpliwości. Jednak każdy dzień niesie ze sobą wiarę w to, że może coś w naszym nudnym i szarym życiu ulegnie długo wyczekiwanej zmianie. To właśnie , czasem zupełnie mylne, przekonanie pomaga nam przeć ciągle naprzód. Mimo wszystko.
Od niechcenia odrzuciła kołdrę na bok i z ociąganiem wygramoliła się z łóżka. Jej szara piżama w różowe słonie była cała pognieciona, jak zwykle z resztą. Czego innego spodziewać się po ubraniach osoby, która podczas snu  przemierza kilometry, zmieniając pozycję co mniej więcej dwie sekundy? Powłóczając nogami udała się do łazienki z nadzieją, że chłodny prysznic pomoże jej pozbyć się natrętnych myśli o śnie, którego wcale nie chciała pamiętać.  Chociaż długość kąpieli Eris rozwścieczyłaby niejednego ekologa, to i tak na nic się to nie zdało. Obraz wielkiej sali,  powracał wciąż i wciąż, niczym uparta mucha. Nie była w stanie zapomnieć. Przeczuwała, że nie będzie to miły dzień.
Wykąpana i niekoniecznie odprężona podreptała z powrotem do swojego pokoju. Pomieszczenie wypełnił delikatny głos Dillon, który choć tak często przywracał jej spokój ducha, tym razem nie potrafił zagłuszyć niechcianych myśli. Szybkim krokiem podeszła do półki wypełnionej książkami. Sięgnęła po ,,Alchemika" i rozsiadła się w miękkim fotelu, stojącym w rogu, obok okna. Chociaż z początku czytanie wydawało jej się dobrym sposobem na zajęcie czymś umysłu, to już po chwili zauważyła, że jej myśli znacznie odbiegają od Santiaga czy choćby owiec, z którymi przemierzał Andaluzję. Sfrustrowana z łoskotem zamknęła książkę. Niezadowolona zeszła na dół zaparzyć sobie herbaty, licząc, że może ona oczyści jej głowę. 
I tak przesiedział dwie godziny nad dawno pustym już kubkiem i ogryzkiem z jabłka, gapiąc się bezmyślnie w kuchenne okno.
-Chryste Panie! Dziecko, co ty tutaj robisz?  Coś się stało?- zapytała zaskoczona kobieta po czterdziestce, ubrana w kwiecisty szlafrok.
-Dzięki mamo, też się cieszę, że cię widzę. Chcesz herbaty?- powiedziała podstawiając czajnik pod kran.
-No przecież coś musiało się stać. Obie dobrze wiemy, że ty o tej porze leżysz w łóżku zakopana głęboko pod kołdrą i zrzędzisz, że nienawidzisz ludzi, szkoły i ogólnie całego wszechświata. Ja pewnie piłabym już drugą filiżankę kawy i wołała, po raz kolejny, żebyś się wreszcie zwlekła na dół, bo spóźnisz się na autobus. Więc o co chodzi?- odrzekła, ignorując wypowiedź córki.
-Zapomniałaś wspomnieć o moich długich dialogach z kotem.- odpowiedziała zgryźliwie, również udając, że nie słyszała sugestii kobiety.
-Mówiłam ci już, że nasza nowa sąsiadka, pani Darkwood, to naprawdę miła kobieta?
-Mhmmm... Opowiadałaś również, że jest psychiatrą.- Eris uśmiechnęła się ironicznie.
-Za długi język, stanowczo za długi...- odparła Caroline, kręcąc z roztargnieniem głową.- Idź już. Co z tego, że tak wcześnie wstałaś, skoro i tak się spóźnisz?
-Nie ma to jak płynąca prosto z serca macierzyńska miłość. A potem się dziwisz, że nie lubię ludzi...- powiedziała zaczepnie Eris, na co matka zgromiła ją wzrokiem. 
Niespiesznie wczłapała się po schodach na górę i skierowała do swojego pokoju. Zgarnęła plecak z podłogi, zapakowała co trzeba i wyszła, nie zwracając uwagi na otwarte okno.

***

Droga do szkoły dłużyła się jej niemiłosiernie. Ze słuchawkami w uszach i gonitwą myśli w głowie obserwowała zmieniający sie za szybą krajobraz. Przymknęła ociężałe powieki, mając nadzieję, że uda jej się odespać, chociaż część tej nocy. Jednak, gdy jej głowa zaczęła bezwładnie opadać na okno, mijane drzewa i domy zlały się w jedną, niewyraźną, białą plamę. Tyle wystarczyło. Natychmiast otrząsnęła się z letargu, lekko szturchając pasażera obok.
-Przepraszam, nie chciałam...- powiedziała i skierowała swój wzrok na osobę siedzącą po prawo.
-Spokojnie, przecież nic się nie stało. Nie jestem z porcelany...- stwierdził blondwłosy chłopak w okularach przeciwsłonecznych i uśmiechnął się do niej szelmowsko, ukazując rząd równiutkich, białych zębów. - Momo Darkwood.
-Momo? Dosyć nietypowe imię...- zapytała zaciekawiona.
-Właściwie to Momos, rodzice mają świra na punkcie mitologii. A mama to już w ogóle...
-Jesteś synem tej pani Darkwood, która niedawno się wprowadziła?- wysoko uniosła lewą brew.
-Mieszkamy tu niecałe trzy dni, a już jakaś zła sława okryła nasze nazwisko? - powiedział, siląc się na ironię.
-Nie. Jasne, że nie. Po prostu wychodzi na to, że jesteśmy sąsiadami. Eris Byington.- rzekła, uśmiechając się szeroko i podała mu dłoń. Odwzajemnił gest, a jego uścisk był mocny, ale i delikatny.
-Widzę, że i twoi rodzice lubią rzadkie imiona z historią.- powiedział uśmiechając się tajemniczo pod nosem.
-Co?- zapytała niezbyt inteligentnie.
-No wiesz... Eris: bogini chaosu, zniszczenia i takie tam. Nie jesteś za dobra z mitologii, nie?- uniósł kpiąco kąciki ust, a ona uśmiechnęła się ze sztuczną uprzejmością. ,,Matko, jaki palant..." pomyślała, a on wyszczerzył się jeszcze bardziej, jakby dokładnie wiedział co dzieje się w jej głowie.
-Tak naprawdę, to nie cierpię historii.
-,,Ci, którzy nie znają swojej historii, są skazani na jej powtarzanie." Pamiętaj o tym, moja droga sąsiadko.- uśmiechnął się do niej jeszcze raz, po czym wysiadł z autobusu, który nie wiadomo kiedy się zatrzymał. Przewróciła oczyma i również wyszła na świeże powietrze, z myślą, że na bardziej aroganckiego i wkurzającego sąsiada trafić nie mogła.

***

Wpadła do sali lekcyjnej na chwilę przed dzwonkiem, co nie zwróciło niczyjej uwagi. Niestety zjawisko spóźnialstwa nie było jej obce. Skierowała się w stronę ławki, w której zwykle siedziała na angielskim, matematyce, francuskim i biologii. Jednak jej miejsce zajmował nie kto inny jak Momo. Wyciągnięty na krześle bazgrał coś na końcu zeszytu. 
-Można wiedzieć, co ty tutaj robisz?- zapytała zdenerwowana, stawiając z hukiem swoją torbę na jego arcydziele. 
-Och, Eris, jak miło- tu jego rozmówczyni przewróciła oczami- że się znowu widzimy. Jakbyś nie zauważyła, to jest jedyna wolna ławka w tej klasie. Miałem sobie ulepić nową z plasteliny, żebyś mogła usiąść sama?- ton jego głosu wprost ociekał ironią. 
,,Trzeba było, przynajmniej miałabym święty spokój..." pomyślała, jednak zamiast tego powiedziała:
-Dobra, nieważne. Jeśli już musisz tu być, to przynajmniej się posuń. Ja siedzę przy oknie.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, moja urocza sąsiadko...- uśmiechnął się do niej w taki sposób, że każdej dziewczynie w klasie zrobiłoby się gorąco. Ona natomiast stała niewzruszona i skrzyżowała ręce na piersi z oznakami zniecierpliwienia na twarzy. Kiedy wreszcie mogła usiąść na właściwym krześle wypakowała książki do angielskiego i odetchnęła głeboko. Lekcja minęła spokojnie, bez zbędnych uwag ze strony jej czy Momo. W chmurnym nastroju doczekała się nareszcie pierwszej przerwy, jednak i ona nie była tak zbawienna jak miała nadzieję. Siedziała sama przy stoliku, kiedy podeszła do niej Karen, wysoka blondynka o niebieskich oczach i olśniewającym uśmiechu.
-Co to za przystojniak się do ciebie dosiadł, hm?- zapytała, próbując ukryć zgryźliwość za kotarą zainteresowania.- Jaka szkoda, że tylko twoja ławka była wolna... Chętnie bym poznała takie ciacho jak on.
-Uwierz mi, że nie... To Momo, jak na moje nieszczęście się okazało, wprowadził się do domu obok. Jest strasznie irytujący i arogancki...
-Zimny dupek, co? Takich to ja zjadam na śniadanie... To co, kiedy mnie z nim poznasz?- rzekła z udawaną uprzejmością.
-Pomyślmy... Nigdy? Pasuje ci? Nie rozśmieszaj mnie, obie wiemy, że ty mnie nienawidzisz, więc nie udawaj mojej najlepszej koleżanki, bo nagle masz do mnie interes...- powiedziała, unosząc ironicznie brew.
-Dobrze, jak chcesz. Tylko jedna, mała prośba. Trzymaj się z daleka od niego, Eris. Nie dam ci zepsuć tego związku.- rzekła opryskliwie i już miała się odwrócić, zarzucając włosami, jak to robią dziewczęta w serialach, ale powstrzymał ją głos jej rozmówczyni.
-Karen, znowu wypominasz mi tego chłopaka, którego odbiłam ci w trzeciej klasie? Wybacz... Chyba wolał brunetki.- stwierdziła wprost plując jadem swoich słów.
-Tym razem to ja wygram.- odrzekła wyniośle, grożąc jej palcem.- Przekonasz się, która z nas jest lepsza.
Ta wymiana zdań z samozwańczą królową szkoły odebrała jej wszelką chęć do życia. 
-Nie lubię ludzi... -mruknęła pod nosem, komentując cały przebieg tej płytkiej rozmowy.

***

Hej, jest pierwszy rozdział, o nawet ludzkiej godzinie...  Jak wam się podoba nowa notka? Jeśli komukolwiek chciało się czytać te wypociny, to proszę, (jeśli przeżył te katusze) niech zostawi po sobie ślad w postaci komentarza na temat jakości tortur. 
Pozdrawiam 

OwlShadow


8 komentarzy:

  1. Zajebiste, siostro!
    Naprawdę. Twój poprzedni blog nie umywa się do tego, wtedy chyba pisałaś na siłę, prawda? Teraz jest to tak naturalne. Jestem dumna. :)
    Blon włosy przystojniak? Nie mogłaś się powstrzymać, co? :D
    Eris jest cudowna, samotniczka.
    Czekam na więcej, a jak nie to zobaczysz jak cię zmobilizuję, czaisz?
    Pozdrawiam!
    PS Wyłacz weryfikację obrazkową!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Nic dodać, nic ująć po prostu czadowe :D Eris chyba musi się przyzwyczaić do przystojniaka, bo raczej nie da jej szybko spokoju. :p
    Czekam na następny rozdział.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczne Fantasy!!
    Kto by nie lubił mitologi po świetnych opowiadaniach Ricka Riordana!!
    Dużo weny życzę i czekam na kolejny rozdział..
    Chcę podpisać się pod starym postem bo jestem tu nową czytelniczką i będę tu zaglądać co miesiąc by dowiedzieć się o kolejnej przygodzie Eris C:
    ~Olivia,Ter,Christin

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, nie ma to jak siedzieć na kanapie, słuchać alt-cafe na open.fm i pić kawę. Za cholerę nie chcę mi się ruszać, szczególnie że powinnam posprzątać pokój, gdzie wszędzie leżą kartki papieru, a odłogiem podręczniki akademickie i smutno czekają, aż je ruszę. Ciężkie życie studenta. Końca sesji ani widać, ani słychać~

    Na początku gubisz się w narracji, radziłabym przeczytać to sobie i poprawić czas. „Zaczerpnęła głośno tchu. Łańcuch ciszy został przerwany." - mniej więcej od tego momentu narracja zmienia się na czas przeszły i nie mogę stwierdzić, czy to celowe działanie, czy też Twoje niedopatrzenie i "Alabastrowe" z dużej litery. Zawsze jeśli w dialogach przed myślnikiem jest kropka, wtedy po myślniku zaczynamy z dużej litery.

    Łacina, Matko Boska, nienawidzę łaciny. Męczenie się z nią na studiach i nauka 88 paremii nastawiła mnie tak negatywnie do tego przedmiotu. Ale po cytacie widzę, że chodzi tu o jakoś karę za zdradę~

    "cała zalana" - może lepiej "zlana", bo "zalana" bardzo źle mi się kojarzy
    "Mów o co chodzi.- odrzekła" - bez kropki
    „Idź już Co z tego” - ?
    „blond włosy” – razem

    Nie, nie, nie, nie, nie, nie, po tysiąckroć nie. Na razie to opowiadanie mogłabym zakwalifikować do „paranormal romance”. Błagam Cię, nie rób mi tego, proszę? Wiesz, ile ja musiałam się już takich rzeczy naczytać. MNÓSTWO. Miałam pracę na wiedzy o kulturze na temat fenomenu fantastycznej literatury młodzieżowej dla dziewcząt. Gosh, czytanie tych książek to był istny dramat. A jak sparingujesz Eris i Momo ( notabene na jego miejscu zostałabym przy swoim danym imieniu, a nie tym zdrobnieniu, gdyż Momo to ogólnie rzecz biorąc rodzaj pierożków z mięsem, które uwielbiam <3 ), to chyba walnę się tym netbookiem. Serio. Chcesz mnie potem mieć na sumieniu?

    Jeśli chodzi o charakteryzację postaci. Już jest trochę po ptokach, bo to w sumie rozdział pierwszy, ale i tak to powiem, popracuj nad charakterem postaci. Momo wychodzi na palantowatego bad boya z ironicznymi uwagami ( w skali od 1-10 są ironiczne gdzieś na poziomie -100 ), który jest (oczywiście) przystojny. Przypomina mi Jace, czy jak mu tam, z Miasta Kości. Takie postaci łatwo się zapomina~
    I jeszcze mamy typową blondynkę, typ czirliderki o imieniu Karen. Mam nadzieję, że dasz jej jakieś pozytywne cechy osobowości, bo na razie kreujesz ją na taką, która ma dostawać baty w opowiadaniu i wszyscy mają jej nie lubić. Taki pustak.

    Szczerze, szczerze, bardzo szczerze wierzę w to, iż nie zeszłaś w tym opowiadaniu na tory romansowe. Uwielbiam fantasy, ale wyważone. Zdzierżę nawet ten romans, byleby był jakiś nieoklepany.

    Jestem trochę krytyczna ( ta, wmawiaj to sobie, zieje od Ciebie krytyka~), ale to głównie dlatego, że kawa się skończyła. Zawsze wtedy jojczę, aczkolwiek niektórzy mówią, że ta krytyka jest pomocna. Podobno~

    Na razie najbardziej intrygujący wątek, to ten sen/przepowiednia/wydarzenie z przeszłości, które śniło się Eris. Jestem ciekawa, jak ten wątek rozwinęłaś i czy będą tu jakieś super moce, czy inne fantastyczne rzeczy, które zawsze przyciągają mnie do tego typu literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję, że o czymś zapomniałam...

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Spokojnie, spokojnie. Żeby dobrze pisać, trzeba dużo pisać, a kształtowanie swojego warsztatu tylko i wyłącznie dla samego wyrobienia sobie stylu jest bezsensu. Pisanie przede wszystkim powinno sprawiać przyjemność. To nie jest ten rodzaj pracy, do której siadasz, odbębnisz swoje i masz spokój, bo wtedy się popada w skrajność.

      Krytyka nie jest przyjemna, chyba tylko ktoś o skłonnościach masochistycznych by ją uwielbiał, ale jak się chce coś poprawić, to niestety nic innego nie skutkuje. Poza tym nawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawia, kiedy później patrzy się, jakie postępy robi dana osoba z rozdziału na rozdział. :3

      A z dialogami to jest tak. Kropeczki przed myślnikiem nie ma wtedy, gdy po myślniku jest jakiś wyraz, który odnosi się bezpośrednio do sposobu wypowiedzi danej kwestii, na przykład " - Przydałaby się kawa - zasugerowała Alathea do swojego psa, który udawał, że niczego nie rozumie. " Czyli przy "powiedziała, rzekła, stwierdziła" i innych podobnych kropki nie ma.
      Ale jak już na przykład. " - Podaj mi rękę. - Wyciągnęła ku mnie swoją dłoń, starając się zachęcić do podani swojej" - tutaj mamy kropkę.

      Co do lekkości dialogów - radzę czytać je na głos, ewentualnie inspirować je na odbytych już przez Ciebie rozmowach. Czasem pomaga. Uważaj też na intonację głosów i to, że podczas dialogów postaci się ruszają. Albo każdy bohater ma jakieś maniery albo wady wymowy, na przykład moje kochanie nie wymawianie dokładne "r". Albo seplenienie. Ludzie mają też swoje ulubione słowa, powiedzonka, niektórzy tworzą złożone zdania, inni toporne~

      Ale masz czas, żeby się podszkolić. ;3 Ja moje opowiadanie fantasy męczę już długi czas i zamiast go przybywać, to ubywa, bo ciągle pozbywam się jakiś fragmentów, które mi się nie podobają. Poprawiam, przeprawiam i tak trwam w impasie~

      Jeśli chodzi o Momo, to na Twoim miejscu wzięłabym do ręki kartę papieru, zapisała parę cech charakteru, które najbardziej zależy Ci na wyeksponowaniu i dobrała później parę pobocznych. Przy czym musisz pamiętać, że on dopiero nabierze koloru, jeśli będzie miał zarówno cechy negatywne, jak i pozytywne. Bo sarkastyczny know-it-all z zadatkami na bad boja, to postać na wskroś banalna. Spróbuj mi dodać trochę duszy. Stwórz sobie dokładny profil postaci.

      Nie musisz się bać, zapomniałam zrobić zdjęcie bloku czekoladowego, które obiecałam znajomej :<

      Usuń
  5. Nie jest źle, fabuła dość ciekawa, mam tylko jedną wątę - błagam, SPACJE. Myślnik, spacja, wypowiedź, spacja, myślnik :c

    OdpowiedzUsuń