sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział VI: Komplikacje

Tear me down
Tell me I don't need to fear
Tell me now
Tell me somebody's near
~~~
It's raining now
It's raining on someone's fears
Raining down

I've heard the rain is the city's tears


Siedziała obok niego i dziwiła się samej sobie, że jeszcze się nie rozpadła. Jej psychika była niczym porcelanowa lalka zrzucona z czwartego piętra.  Eris ciężko było sobie wyobrazić, że cokolwiek i kiedykolwiek będzie takie samo. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Momo. To, że jej matka była, jak on to ujął, Królową oznaczało, że ona jest Księżniczką. Jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Która dziewczynka nie marzyła o tym jako brzdąc? Która nie śniła o tym jakby to było żyć w wielkim zamku, poślubić księcia z bajki i żyć długo i szczęśliwie? Teraz jej piękne, dziecięce mrzonki przypominały koszmar, przekleństwo, złośliwe wypaczenie najczystszych marzeń. Mimo, że nie do końca rozumiała kim jest, a jej świat w kilka dni stanął na głowie, nie patrząc, czy się jej to podoba, czy nie przeczuwała, że od tej pory towarzyszyć będą jej mrok, rozpacz i wojna. Setki pytań kotłowały się w jej głowie, domagając się odpowiedzi. Niczym stado kolibrów, otaczających jeden kwiat starały się przepchać jak najbliżej. Jedno z nich okazało się najsilniejsze i skosztowało słodkiego nektaru odpowiedzi.
-Po co to wszystko, czemu wychowałam się tutaj, z moimi… Z Caroline i Robertem zamiast z… prawdziwą matką?- rzekła, chociaż słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.- Nie chciała mnie?
Chłopak prychnął ni to oburzony, ni  rozczulony.
-Nie, Eris. Nyks kochała cię całym sercem, nigdy nie oddałaby cię z własnej woli.- pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
-Więc co się stało?
-Zacznijmy od tego, że nasza planeta miejscami wcale  nie jest taka, jaką ją znasz. Powierzchnia Ziemi jest jak materiał- w niektórych miejscach zmarszczony, pofałdowany. Kiedy zawinie się w znaczny sposób powstaje, coś w rodzaju kieszeni. Takich anomalii nie ma zbyt wiele, najczęściej występują w wysokich górach. Jest Sześć Głównych Wrót, które umożliwiają wejście do Sirandis. Najważniejsze i bezpośrednie znajduje się we Włoszech, w Alpach reszta to tylko przejścia prowadzące z innych kontynentów. – rzekł i poczekał chwilę dając jej szansę, żeby to przetrawić. Kiedy kiwnęła głową, że mniej więcej rozumie, kontynuował.- Sirandis  jest jednak podzielone, zawsze było. Ciemność i Blask, Woda i Ogień , Północ i Południe. Wieczna wojna, od czasu do czasu przerywana rozejmami. Jeden z nich nastąpił po twoim urodzeniu. Twoja matka przegrała bitwę. Wszyscy myśleli, że zginą, nie było już nadziei. Blask przyćmił Ciemność. Nic nie mogliśmy zrobić. Jednak Aurora, Królowa Światła, podjęła inną decyzję. Zaproponowała nam łaskę. Ale i to miało swoją cenę. Nyks miała wybór- zatrzymać cię przy sobie i wystawić swoich poddanych na rzeź albo oddać cię do świata ludzi i ocalić swój lud. Nigdy nie zapomniała tej satysfakcji w głosie swojej siostry, gdy ta wypowiadała wyrok.- Eris stanęła przed oczami wizja Białej Sali i dziwnych, niezrozumiałych wtedy słów, które nagle zaczęły nabierać sensu.- Twoja matka musiała cię oddać, aby nas ratować. Poświęciła siebie i ciebie. To był najdłuższy pokój jaki zawarliśmy. Aurora sama zajęła się ukryciem ciebie, a my nie mogliśmy cię szukać, pod groźbą odnowienia wojny, która i tak później wybuchła… Dlatego cię potrzebujemy, ale i sama Nyks nie jest w stanie normalnie funkcjonować od kiedy cię straciła. W końcu, każda matka kocha swoje dzieci…
-Ale… przecież, wy… Jak mam wam pomóc, skoro jesteście źli? Czego ode mnie oczekujecie?  Że będę walczyć w nie swojej wojnie? I to w dodatku nie po tej stronie co trzeba?- zapytała z goryczą w głosie, która sprawiła, że Momo zgarbił się, jakby zrzuciła na jego barki ciężar wypowiedzianych właśnie słów.- Popatrz na mnie…
Chłopak uniósł głowę, a w tym momencie coś w niej pękło, to wyraz jego oczu złamał część jej duszy. Smutek i żal wypełniały czarne jak węgiel tęczówki. Przysunęła się bliżej niego .
-Nic nie jest takie, jakie się wydaje, co?

***

Trwali od kilku minut  w niezmąconej ciszy, a żadne z nich nie chciało zburzyć niepisanego rozejmu, jaki zawarli, zbędnym słowem. Aż w końcu, jak zwykle z resztą, Eris nie wytrzymała i wprost musiała zadać nurtujące ją pytanie.
-Skoro żadna ze stron nie jest całkowicie zła albo całkowicie dobra, to od czego to zależy? Skąd wiesz, do której należysz?
-Hmmm… Pewnie zwróciłaś uwagę na nasze dziwne imiona, prawda?- dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem w geście potwierdzenia.- Są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kiedy ktoś umiera, inna osoba dostaje jego imię. Jednak to, do której strony należysz nie zależy wcale od rodziny, w której się urodziłeś. Gdy rodzi się dziecko, Mojry ogłaszają przepowiednię, która pozwala określić jaki przymiot posiadać będzie w przyszłości.- tłumaczył jej powoli.
-Przymiot?
-Specyficzny talent, który ujawnia się dopiero w szesnaste urodziny i tak jak imię, które także odzwierciedla przymiot, przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. – powiedział, z samozadowoleniem myśląc o własnym. Mimo że, czasem marzył o posiadaniu innego, w głębi serca czuł się dobrze z tym, kim był oraz co potrafił.-  Wracając do przepowiedni, jeśli dziecko urodzi się w rodzinie, gdzie większość osób stoi po stronie Ciemności, a przepowiednia mówi, że jego zdolności tu nie pasują, matka musi oddać dziecko do innej rodziny. Nie zawsze tak jest, ale często się to zdarza.
-A ty? Jak było z tobą?- ciekawość w głosie Eris spowodowała, że choć trochę się uśmiechnął.
-Zawsze byłem i zawsze będę po tej gorszej stronie.

***

Kalypso od zawsze miała niebywałą zdolność do przeczuwania, że coś jest nie tak. Po prostu wiedziała i nigdy się nie myliła. Niestety. Otworzyła czarną, żelazną furtkę. Ze zdwojoną czujnością przemierzyła ogródek, weszła po schodach i zatrzymała się przed drzwiami. Próbowała mentalnie przygotować się do możliwej walki. Szkolenie jakie otrzymała, jak z resztą każda czarownica i każdy mag, było świetne, ale wiedziała, że nie zawsze wystarcza. Najwięcej wiedzy zdobywa się przez doświadczenie, jedni mają szansę, by je zdobyć inni giną bez niego. Tak to już bywa  na wojnie. Zaczerpnęła tchu i delikatnie uchyliła ciemne, drewniane drzwi. Jej zdolności nie do końca przydawały się w walce, bo nie wiele mogła zdziałać za pomocą  dostrzegania, po której stronie stoi jej przeciwnik. Jej tak zwane trzecie oko pozwalało określić po aurze na ile dana osoba przepełniona jest Blaskiem lub Ciemnością. Bywało to przydatne, jednak nijak nie dało się tego wykorzystać w dalszej walce. Pozwoliła sobie na chwilę nie uwagi i dopuściła swój przymiot do głosu. Minusem tego talentu było to, że gdy zaczynała patrzeć przez pryzmat aury jej zmysł normalnego, ludzkiego wzroku gasł i wyłączał się całkowicie. Z pewnością ktoś był wewnątrz domu, jednak grube ściany nie pozwoliły jej dojrzeć, czy to wróg, czy też nie. Zdecydowała, że zaryzykuje konfrontację, bo czy miała inne, sensowne wyjście? Weszła powoli do środka i na wszelki wypadek wyjęła nóż, z którym nigdy się nie rozstawała. Dotarła na koniec korytarza, po czym odważyła się wyjrzeć zza rogu.
-Ciociu, błagam skończ te podchody. To tylko ja.- powiedziała zakapturzona postać siedząca przy jej kuchennym stole, znajomy głos uspokoił nieco kobietę, ale nie przekonał jej do końca. Lecz kiedy intruz odrzucił materiał do tyłu, ukazując ciemne pukle włosów okalające, dziewczęcą twarz i bystre, niebieskie oczy Kalypso podbiegła do dziewczyny i wzięła w objęcia.
-Nemezis- szepnęła w jej  włosy - co ty tutaj robisz? Tyle cię nie widziałam.
-Mam ważne informacje, przysyła mnie Królowa.- rzekła poważnie błękitnooka.
-Powinni byli wysłać kogoś bardziej doświadczonego, nie ciebie…- powiedziała z goryczą głosie. Nawet jeśli Nemezis poczuła się urażona tym protekcjonalnym tonem nie dała tego po sobie poznać.- Przeprawa tutaj to niebezpieczne zadanie, miałaś po drodze jakieś trudności?
-Alpy to niezbyt przyjemne miejsce, ale to jedyne przejście w Europie. Z Włoch przyleciałam samolotem. Nie spotkałam nikogo z naszych, żadnego z tamtych również. Wydaje mi się, że w drugą stronę nie będzie już tak łatwo.
-Co masz na myśli?- zapytała, z niepokojem marszcząc brwi.
-Oni już wiedzą, ciociu. Wiedzą, że przeprawiliście się przez góry i szukacie dziewczyny. Nie umiem powiedzieć czy już was namierzyli, czy jeszcze nie.- pokręciła ze zrezygnowaniem głową.- Musimy stąd uciekać, z nią czy bez niej.
-Ale oni i tak ja znajdą. Nie uda nam się zatrzeć wszystkich śladów. Nie możemy zostawić tu Eris.-rzekła zdenerwowana kobieta.

-Wiem, ciociu, wiem. – westchnęła dziewczyna.- Pat.


***

Witajcie, w ten piękny, lekko pochmurny dzień publikuję rozdział siódmy. Mam nadzieję, że wam się spodoba, akcja staje się coraz bardziej zagmatwana.  NAKARM WENĘ, ZOSTAW KOMENTARZ, czyli standard :D
Pozdrawiam
OwlShadow


piątek, 20 czerwca 2014

Miniaturka: Błąd

Czy czułaś się kiedyś pusta? Wyzuta z wszelkich uczuć, porzucona? Jak lalka, która dawno już straciła swą duszę, bo przestano się nią bawić , jak książka bez stron, jak rama bez obrazu. Jakby pozostało tylko samo bezwartościowe opakowanie…
Czy znasz to uczucie, gdy bezsilnie patrzysz, obserwujesz jak najważniejsza, najpiękniejsza i najcenniejsza część ciebie zostaje ci zabrana, perfidnie wyrwana. Przez kogoś, kogo dobrowolnie i bezmyślnie wpuściłaś do swojego serca, kogoś komu ufałaś? A on cię wykorzystał. Wiele osób cię przed nim ostrzegało, ty sama też się go bałaś. A jednak dałaś się podejść jak pięciolatka. Bezlitośnie, bez skrupułów ukradł ci duszę i serce, pozostawiając ziejącą smutkiem i rozpaczą dziurę. Ranę bolesną i głęboką.
To był mój błąd.
Zaufałam Diabłu.



***


Miniaturka napisana bardzo dawno temu, znaleziona stosunkowo nie dawno. Wahałam się czy opublikować ją tutaj. Bardzo proszę każdego, kto tutaj zagląda, żeby skomentował, zostawił po sobie jakiś ślad.
Pozdrawiam,

OwlShadow

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział V: Bez uczuć

My z II połowy XX wieku 

Rozbijający atomy 
Zdobywcy kosmosu 
Wstydzimy się miękkich gestów 
czułych spojrzeń 
ciepłych uśmiechów 

Kiedy cierpimy wykrzywiamy 
ironicznie wargi 
Kiedy przychodzi miłość 
wzruszamy pogardliwie ramionami 
Silni, cyniczni z ironicznie 
zmrużonymi oczami 

Dopiero późną nocą 
przy szczelnie zamkniętych oknach 
gryziemy z bólu ręce 
umieramy z miłości.

             Małgorzata Hillar


             Każde wypowiadane przez niego słowo jest niczym odłamek szkła, który utkwił ci pod skórą i za nic w świecie nie jesteś w stanie go wyjąć. Co gorsza, ktoś na siłę próbuje pomóc mu wydostać się na zewnątrz, sprawiając ci przy tym ból, taki wielki, że prędzej rozszarpiesz na kawałki własne ciało niż pozwolisz dłużej to ciągnąć. Mimo, że zaciskasz zęby i słuchasz dalej, czujesz, że zaraz nie dasz rady i powiesz po prostu: Dość.   Eris przymknęła powoli powieki, starając się opanować nerwowe drżenie dłoni, zaciśniętych kurczowo w pięści oraz głuche uderzenia serca. Ostatnim czego spodziewała się po tym chłopaku to tego, że po prostu, od tak ją wykpi. Zbędzie, żartując z niej i obrażając. Aż gotowała się z wściekłości. Za wiele bowiem doświadczyła wyzwisk i wyśmiewania, żeby puścić mu płazem coś takiego. Słowo ,,czarownica” przelało kielich goryczy i gniewu. Uniosła rękę i z całej siły spoliczkowała blondyna. Nie po to tutaj przyszła. Wysłuchiwać jakiś bajek o magii, smerfach czy księżniczkach. Momo podniósł na nią swój zaskoczony wzrok. Od kości policzkowej do kącika ust ciągnęła się czerwona plama idealnie pasująca do kształtu jej dłoni. Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy starał się znaleźć w jej czarnych oczach odpowiedź na swoje nieme pytanie: Dlaczego? Jednak ujrzał tam tylko jedno. Rozczarowanie.
***
             Zamierzała odwrócić się na pięcie i tak po prostu stamtąd odejść. Chciała uciec, zostać sama i postawić dookoła siebie mur, który chroniłby ją przed innymi, jak zawsze z resztą. Po każdym niepowodzeniu, każdej porażce czy rozczarowaniu zamykała się w sobie. Była istną bombą zegarową, gromadzącą w sobie niewyobrażalne pokłady emocji i nie okazanych nigdy uczuć. Czasem przychodziły takie chwile, kiedy następowała eksplozja, której detonatorem mógł być każdy. Czuła jak wzbiera się w niej potężna fala, niszcząca wszystko na swojej drodze. Nie potrafiła tego powstrzymać, a może nigdy naprawdę nie próbowała… Odwróciła głowę, aby za wszelką cenę uniknąć jego palącego wzroku. Zrobiła krok do tyłu, chcąc jak najszybciej się wycofać. Spięła się cała, kiedy poczuła delikatny uścisk dłoni Momo na swoim ramieniu. O nie. Wiedziała, że jest już na straconej pozycji.
-Eris, ja mówię serio, uwierz, mi do cholery! Po co miałbym zmyślać? Pomyśl logicznie, słyszałaś rozmowę w ogrodzie. Zrozum…- potarł nerwowym ruchem powieki.- Nie wiem jak ci to inaczej wytłumaczyć. – Szczerość w jego głosie podziałała niczym katalizator. Zegar przestał obowiązywać. Bomba wybuchła.
***
              Widział, że dziewczyna uparcie stara się wygrać ze łzami zbierającymi się pod jej powiekami. Odwróciła wzrok, z nadzieją, że on nie dostrzeże bólu i niedowierzania ukrytego za zasłoną rzęs. Nie wiedział co ma robić, chciał ją pocieszyć, dać do zrozumienia, że nie jest sama. Jego ręka zawisła w połowie drogi od jej kruczoczarnych włosów. Opuścił ją jednak zrezygnowany. Było widać na pierwszy rzut oka, że Eris go nie cierpi. Zresztą, co go to obchodziło? Nic go z nią nie łączyło, więc czemu miałby się tym wszystkim przejmować? Należało powiedzieć jej to szybko, może i okrutnie, ale dla niego bezboleśnie. To tak jakby oderwać plaster- im dłużej to trwa tym większy odczuwasz ból. Jednak, z uczuciami nie zawsze tak jest. Czasem gwałtownie zadane rany goją się znacznie dłużej niż te, na które jesteśmy przygotowani. Przygarnął do siebie dziewczynę opiekuńczym ruchem. Obiecał sobie, że przełknie gorycz upokorzenia, jeśli go odepchnie. Ona o dziwo stała spokojnie, ułożywszy głowę na jego barku starała się rozluźnić i zapomnieć o tym, że traci kontrolę nad swoim dotychczasowym, wygodnym życiem. I stali tak: nadzy, obdarci z dumy i jakichkolwiek uczuć.
***
-I co teraz? Jak to wszystko będzie wyglądać?- siedziała obok Momo z głową opartą o jego ramię, z wzrokiem utkwionym w swoją ulubiona magnolię za płotem.- Mam zdjąć swoją starą, czarną pelerynę ze strychu? I kiedy zabierzesz mnie na Pokątną?- zapytała udając śmiertelnie poważną. Chłopak zaśmiał się krótko, ale momentalnie poważniał, słysząc kolejne pytanie.- I kto jest Voldemortem?
 -To nie takie proste, Eris. Ten świat to nie książka, a ciebie nie czekają wspaniałe przygody. Trwa wojna, na której czasem sam nie wiesz, czy stoisz po właściwej stronie. Nie chcieliśmy cię w to mieszać, ale nie mamy wyboru. Jesteś nam potrzebna.- westchnął cicho, jakby bał się, że ktokolwiek go usłyszy.
 -Nam? Kto jeszcze w tym siedzi?- odpowiedziało jej znaczące spojrzenie Momo.- Wszyscy? Czy moi rodzice…
-Nie, nie wiedzą. No. Jest jeszcze jedna sprawa. Tak naprawdę… To nie są twoi prawdziwi rodzice.- Eris gwałtownie zbladła i zwiotczała. Chociaż nie straciła przytomności, to osunęła się po jego ramieniu jak bez życia.- Hej, hej, spokojnie, oddychaj… To, że nie są twoimi biologicznymi rodzicami nie znaczy, że cię nie kochają, oni nawet nie wiedzą, że tak jest. Uważają cię za swoją rodzoną córkę.- powiedział uspokajającym tonem.
 -J-jak to? Przecież to niemożliwe…
-Zmodyfikowali im pamięć, wszczepili wspomnienia związane z porodem i ciążą. Dary niektórych z nas na to pozwalają. Jednak wymaga to wiele trudu.
-Więc, kim są moi rodzice?
-Matka, twój ojciec nie… nie żyje. Kim jest? Bo widzisz, to nie takie łatwe… Twoja matka to nasza Królowa.

***

 Witam, dluga zwlekałam z tym rozdziałem, ale wybaczcie... Poprawianie ocen było dla mnie priorytetem. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i proszę o komentarze (SKOMENTUJ, NAKARM MOJĄ WENĘ!) :D
OwlShadow