Dla
Alathei, za to, że jest i pisze takie cudowne, inspirujące rzeczy.
-Momo?!- Usłyszeli głos, dochodzący z domu, który
niewątpliwie należał do Kali
-Eee… Wybacz.- Chłopak wzruszył ramionami. Mimo że, gest
wyglądał na swobodny, można było wyczuć kryjące się w nim napięcie.
-Nie ma…
-I weź ze sobą Eris!
-Sprawy.- dodała zmieszana dziewczyna i ruszyła za nim przez
ogród. Kiedy przekroczyli próg domu Momo stanął jak wryty.
-Nemezis, co ty… Co ty tu do cholery robisz?- rzekł niezbyt
zadowolonym tonem.
-Ratuję wam tyłki, jakbyś nie wiedział.- odpowiedziała dumnie
i posłała mu wściekłe spojrzenie.- Nie musisz bawić się w grzeczności,
przyzwyczaiłam się, że mnie nikt nie dziękuje.
-Och, wybacz. Strasznie się cieszę, że cię widzę, ale z tego
co wiem miałaś siedzieć w Sirendis i pilnować Lynn!- ostatnie słowa praktycznie
wykrzyczał jej w twarz.
-Ale Królowa przysłała mnie, że bym wam przekazała, że…- zaczęła
hardo.
-A co mnie to obchodzi?! Miałaś ją chronić, a nie szlajać
się po świecie!- Był niczym wulkan, plujący gorącymi słowami, groźny i absolutnie
nie do powstrzymania.- Tak trudno ci
było to zrozumieć?!
-A czy tobie jest tak trudno pojąć, że nic jej nie grozi?!
Jest bezpieczna. Mam ci to przeliterować?- Nemezis nie dawała za wygraną.- Spokojnie,
tak, twoja siostra jest bezpieczna.- Momo, nadal wściekły, odszedł w kąt,
pocierając ze zmęczeniem oczy. Popatrzył przelotnie na Eris i szybko odwrócił
wzrok. Złość i bezradność wylewała się z jego ciemnych tęczówek. Nagle dom
zatrząsł się w posadach. Szyby w oknach zaczęły pękać. Obrazy spadały ze ścian,
a wszędzie panował chaos. Zza pustych okiennic wpadało białe, oślepiające
światło. To samo, które Eris widziała w swoim śnie. Była przerażona. Tak jak
wtedy. Cokolwiek się działo, modliła się, żeby jak najszybciej się skończyło. Nie
panowała nad sobą, łzy spłynęły po jej policzkach, a krzyk samoistnie wydostał się z ust. Jednak po
chwili ucichł, bo ktoś odciągnął ją w
kąt pokoju i zaczął potrząsać nią gwałtownie, błagając by się uspokoiła. To
chyba była Nemezis, ale nie potrafiła dokładnie określić, bo łzy, a może po
prostu szok, zamazywały jej cały obraz. Mimo
że, szarpała się najmocniej jak potrafiła, dziewczyna okazała się być dużo
silniejsza niż sugerował to wygląd. Dookoła nadal panował chaos.
-Co to było?- rzekła drżącym głosem Eris. A trzymająca ją w
objęciach brunetka zgromiła Momo wzrokiem.
-No co?- W porę uchylił się przed spadającym znad okna karniszem.
-Nie powiedziałeś jej, że na nas polują?!
-Uznałem, że lepiej będzie, jeśli dowie się przy okazji.-
bronił się zawzięcie chłopak.
-Sam sprowadziłeś tę „okazję” czy tym razem obyło się bez
twojej pomocy?- syknęła dziewczyna.- Ciesz się, że mam zajęte ręce.
Do pokoju weszła, obładowana trzema plecakami, Kala.
-Nie patrzcie tak na mnie i tak wzięłam tylko
najpotrzebniejsze rzeczy. Momo, za ile tu wejdą?
-Dwie- trzy minuty. Przełamują się przez nasze bariery. Nie
mamy zbyt wiele czasu, musimy się stąd zwijać.- Wszyscy jakby zapomnieli o
spazmatycznie oddychającej Eris.
-Jak? Przecież zaraz całkowicie otoczą dom.- wtrąciła się
Nemezis.
-Spokojnie, tylko spokojnie. Na tą okoliczność przygotowałam
plan B. Idziemy.- Podnieśli się z ziemi i ruszyli do tylnych drzwi,
prowadzących do ogrodu. Przechodzili obok rozłożystego dębu, kiedy Kala
raptownie się zatrzymała.- Zaraz, gdzie Eris? Momo, cholera, miałeś jej
pilnować!- Ale chłopaka już nie było. Pognał do domu, który z zewnątrz wyglądał
równie tragicznie co w środku i pojawił się pół minuty później z nieprzytomną
dziewczyną na rękach.
-No cóż… Za bardzo się szarpała.- Nemezis wywróciła oczyma i
ruszyła za Kalą w głąb ogrodu. Kobieta uchyliła całkowicie porośniętą bluszczem
furtkę. Wyszli na ulicę, przez co stali się łatwym celem. Na szczęście wokół
nie było ani żywej duszy. Okazało się, że planem B był zaparkowany dziesięć
metrów dalej Land Rover. Kalypso otworzyła szybkim ruchem bagażnik i wrzuciła
do niego plecaki, po czym usiadła za kierownicą. Nemezis zajęła miejsce obok, a
Momo próbował jak najdelikatniej włożyć, wciąż nieprzytomną, dziewczynę do
środka.
-Rusz się, zaraz tutaj…- zaczęła brunetka, ale przerwał jej
huk i towarzyszący mu błysk jasnego światła.- Jedź!- krzyknęła do Kali.
-No jedź, kurwa!- wrzasnął chłopak, zapinając Eris pasami. Samochód wreszcie
wytoczył się na jezdnię, jednak kolejne wybuchy sięgały coraz bliżej nich.
-Siedźcie cicho, oboje.-rzekła stanowczym tonem blondynka.
Manewrowała między ulicami z taką łatwością, jakby się tu urodziła. Trzy minuty
później byli już poza granicami Aboyne, jechali z prędkością co najmniej
niedozwoloną, ale w tej chwili przepisy były najmniej ważne. W końcu, jakby nie
patrzeć, chodziło tutaj o ich życie.
***
Ciemność. Nic więcej. Przytłaczająca
pustka jej umysłu. Smuga światła. Chyba udało jej się otworzyć jedno oko. Ale tylko
na chwilę. Znowu nic nie widziała. Jej
świadomość była zamknięta w klatce. Czuła, że zaczyna się w niej dusić.
-Chyba się budzi.- usłyszała głos Momo, który musiał być
gdzieś bardzo daleko. Przecież dźwięk był tak odległy, jakby każdy ton
dochodził do niej oddzielnie. Ale to nie możliwe. Czuła znajome drgania. Samochód.
Gdzieś mnie wiozą. Krzyczała jej podświadomość.- Jakby co, to mam jeszcze jedną
dawkę astynoliny.
-Nie, ma być przytomna.- odpowiedziała mu Kala, tak, to na
pewno była ona.
-Jak chcesz, ale moim zdaniem to głupi pomysł. Powinniśmy
przewieźć ją śpiącą. Jeden problem mniej.
Eris nagle otworzyła oczy i wyprostowała się jak struna.
Wciągnęła ze świstem powietrze. Oddychała nienaturalnie szybko, nie mogła na
niczym skupić swojej uwagi. Czuła się tak obco we własnym ciele. Krążyła
rozbieganym wzrokiem po całym samochodzie, jednak nic nie wydało jej się znajome.
Zaczęła się szarpać i miotać, ale coś skutecznie blokowało jej ruchy. Jak widać, pasy bezpieczeństwa mają więcej niż jedno
zastosowanie. Skołowana wrzeszczała i płakała, nie zdając sobie z tego sprawy.
-No o tym właśnie mówiłem.- rzekł zrezygnowany Momo,
chwytając ją w pasie i zamykając w niedźwiedzim uścisku, tak by przestała
wierzgać.- Spokojnie, zaraz ci przejdzie.- Spojrzał w jej puste oczy. W
odpowiedzi zdzieliła go z całej siły w brzuch. Adrenalina spowodowała, że cios
był trzy razy mocniejszy.- Albo i nie.-jęknął chłopak. Brunetka nadal kopała,
drapała i próbowała wyrwać się z jego ramion, jednak po minucie bezsensownej
szarpaniny opadła bez sił. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.- Co?-
zapytał pochylając się nad nią.
-Nienawidzę cię.- szepnęła i z powrotem zapadła w, tym razem
naturalny, sen.
***
Trasę, której przebycie
zazwyczaj zajmowało czterdzieści- pięćdziesiąt minut oni pokonali w pół
godziny. Kala nie tylko świetnie orientowała się w terenie, ale po prostu musiała
być przygotowana na taką okoliczność. Zatrzymali się dopiero w Aberdeen, gdzie
wysadziła Nemezis pod centrum handlowym.
-Kup jej zimową kurtkę, ma być jasna, lepsze buty, czapkę,
szalik i co tam jeszcze potrzebne. Jedzenie mam.- powiedziała, wciskając brunetce
do ręki plik banknotów.- Powinno starczyć. Masz godzinę. Ja jadę na lotnisko. Spotkamy
się tutaj.- Dziewczyna kiwnęła głową i szybkim krokiem oddaliła się w stronę
wejścia do budynku. Kalypso odjechała zaraz po niej.
***
Mieli samolot za trzy godziny.
Trzy, niemiłosiernie długie godziny. Jednak lot do Turynu pasował idealnie.
„Żebyśmy tylko zdążyli. Jeśli dopadną nas na lotnisku, to
koniec. Nie możemy tutaj bezczynnie siedzieć. "-Blondynka biła się z
myślami. Kupiła już bilety, więc musieli stąd jak najszybciej zniknąć.
-Idziemy.-rzuciła do Momo. Zostawili śpiącą Eris w
samochodzie, dla jej dobra. Jeśliby ją znaleźli… Nawet nie zdążyłaby mrugnąć, a już by nie
żyła. Kiedy dotarli na parking, Kala przeczuwała, że gdy dziewczyna się obudzi,
będą mieli problem. I jak zwykle nie myliła się.
***
Była
wściekła, oszukana i bezradna. Zamknęli ją w aucie, jak jakiegoś psa. Jak oni
sobie to w ogóle wyobrażali? Że co? Że pojedzie z nimi od tak, nie wiadomo
gdzie? A co z jej rodzicami? Chociaż nawet nie wiedziała, kim dla niej tak
naprawdę byli. Co nie zmieniało faktu, że powinna po nich wrócić. Po prostu
musiała, przecież oni ich zabiją. Po tym co zrobili z domem Darkwoodów? Usłyszała
zbliżające się kroki, więc skuliła się na siedzeniu, chowając twarz we włosach.
Drzwi z przodu otworzyły się, a do środka wsiadła Kalypso. Brunetka odetchnęła
z ulgą.
-Musimy wracać, moi rodzice… Oni ich…
-Nie.-odpowiedziała kobieta spokojnie, nawet się do niej nie
odwracając.
-Ale… oni… Ja… Musimy po nich wrócić! Oni zginą!
-Głupia dziewucho! Czy ty nie rozumiesz, że jak tylko się tam
pojawisz, zginiesz na miejscu? A my razem z tobą!- Nareszcie spojrzała Eris w
oczy. Jednak ten wzrok nie był ani
łagodny, ani delikatny jak zawsze. Takiej Kalypso nigdy nie widziała i widzieć
nie chciała.- Twoim rodzicom nic nie grozi. Chroni ich prawo Sirendis i nic nie
może im się stać. Więc się uspokój. Za niecałe trzy godziny mamy samolot do
Turynu.
-Ale… Tak nie… - Nie kończąc, wysiadła z samochodu. Chciała
uciec jak najdalej od nich. Miała tego serdecznie dosyć, już wolała swoje
stare, nudne życie. Trzasnęła drzwiami i wpadła prosto na Momo, który jakby
czekał, na to, kiedy będzie próbowała im zwiać. Był za blisko, zdecydowanie za
blisko. Chciała trochę się cofnąć, ale pod plecami miała zimną blachę
samochodu. Chwycił jej twarz w dłonie i popatrzył w oczy.
-Uspokój się, wszystko będzie dobrze, słyszysz?- powiedział
poważnym tonem. Mimo, że wciąż miała ochotę uciekać i wrócić jak najszybciej do
domu, trochę ochłonęła. Wzięła kilka głębokich oddechów i spojrzała na niego. Uśmiechnął się szczerze i pocałował ją w
czoło.- Duża dziewczynka.
Znowu trzasnęły drzwi i z Land Rovera wysiadła Kala. Rzuciła
szybkie spojrzenie chłopakowi i rzekła ostro do Eris:
-Chcesz przeżyć?
-Tak…- rzekła drżącym głosem dziewczyna.
-Więc rób co mówię i nie próbuj działać na własną rękę.
***
Po
odebraniu obładowanej zakupami Nemezis i wpakowaniu wszystkiego do bagażnika nadal
zostały im niecałe dwie godziny. Wszystko okropnie im się dłużyło. Z jednej
strony chcieli być na lotnisku jak najpóźniej, ale z drugiej woleli mieć to
wszystko dawno za sobą. Godzinę przed lotem byli już na miejscu pozałatwiać
wszystkie sprawy związane z odprawą. Kala naprawdę była przygotowana na każdą
okoliczność, bo dla każdego z nich miała
fałszywy paszport. Według niej byli szczęśliwą rodzinką jadącą na późne wakacje
w Alpy. O dziwo przeszło. Uśmiechnięta
od ucha do ucha Nemezis i dogryzający jej Momo świetnie wpasowali się w ten
obrazek. Jedynie Eris stała z boku przygaszona, wciąż nie mogąc przełknąć
prawdy, która chwilę wcześniej do niej dotarła. Być może nigdy więcej nie
zobaczy swoich rodziców. Ani znajomych. Nawet nauczycieli nie będzie jej już
pewnie dane zobaczyć.
-Ale najbardziej martwię się o
Alice.- usłyszała głos Kalypso, mówiącej do kobiety siedzącej za szybą i
wskazując na Eris głową.- Ponad miesiąc temu rzucił ją chłopak, do tej pory się
nie pozbierała. Potrzebne jej są te wakacje. Ale chyba jak każdemu z nas.- jej
rozmówczyni pokiwała głową i spojrzała na brunetkę ze współczuciem. Oddała Kali
paszporty, do których dołączyła druczki potrzebne do wpuszczenia ich na pokład.
Bagaże oddali już wcześniej. Kontrolę wykrywaczem metalu także przeszli
pomyślnie. Również Kala, która nawet w tej chwili miała przy sobie nóż. Jeszcze
w Sirendis nałożono na niego tyle czarów i warstw ochronnych, że był już
odporny na tego typu testy. Kiedy pozwolono im wejść na pokład, odetchnęli z
ulgą. Siedzieli w parach, Kala z Nemezis, a Momo z Eris. Dziewczyna nie
wiedziała już co ma o nim myśleć. Z jednej strony ciągle był aroganckim
dupkiem, ale z drugiej… Przecież cały czas chciał dla ciebie dobrze, opiekował
się tobą. Mówił cichy głosik w jej głowie. Jednak to nie było w tej chwili
najważniejsze, bo startujący samolot oznaczał, że właśnie udało im się uciec.
***
Witam, planowałam dodać dziś
rozdział, no i jest. Przyznaję, długość (całe 6 stron!!!) nie była planowana, tak
jak niektóre fragmenty. Teraz się domyślajcie które :D Mimo że pierwszy utwór
jest bez słów, uważam, że dobrze oddaje atmosferę tego rozdziału. Dużo się dzieje i mam nadzieję, że Wam się
podoba, jeśli nie to także proszę o komentarz!
Pozdrawiam
OwlShadow